-Dzięki - uśmiechnąłem się szeroko
-Nie ma za co - odpowiedziała również z uśmiechem
Poszedłem pod wielki dąb, ponieważ słońce mi paliło futro. Nie znoszę palącego słońca.
-Na początku myślałam że u ciebie zwykły uśmiech to ciężka sprawa - powiedziała prosto z mostu, jak zwykle
Po tych słowach podeszła do rzeki i zaczęła pić. Poczułem się lekko urażony.
-Ach tak? - zapytałem ze śmiechem
Ruszyłem pędem w jej stronę. Chciała się odwrócić, lecz nie zdążyła ponieważ na nią wpadłem, wleciała z pluskiem do wody. Stałem na brzegu i nie mogłem opanować śmiechu.
<Salvaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz